piątek, 26 lutego 2010

W czerni, w bieli.



Choć często nam się wydaje, że jest wszystko ''ok'', że nie może być lepiej, że osiągnęliśmy to czego pragnęliśmy, to z czasem uświadamiamy sobie, że ilekroć razy osiągnęliśmy szczyty naszych marzeń, to i tak wszelkie wartości materialne nie dały nam niczego, a jedynie powodowały niezmierną zazdrość, u osób, które od życia nic nie dostały. Tak, powinniśmy cieszyć się z tego co mamy, co dostajemy od życia, z tego, że mamy się do kogo uśmiechnąć, a bliscy starają się, by nam było dobrze, ale czy zawsze trzeba okazywać tą radość jaka nas spotkała? Nie zważając na to, jak wiele ludzi, otaczających nas na tym świecie nie doznało szczęścia, nie poczuło jego zapachu, my cieszymy się na ich oczach, sprawiając im wielką przykrość, mimo tego, że nawet się nie znamy, że przechodzimy obok nich obojętnie, oni czują wielki zawód w sercu, tracą nadzieję na to, że ''kto się urodził biednym, biednym pozostanie'' może okazać się nie prawdą. O tym nie myśli się na co dzień, nie myśli się o tym, wtedy kiedy przechodzi się obok bezdomnego, głodnego czy biednego. Tak naprawdę nie potrafimy sobie tego uświadomić, dopóki to nie spotka nas, naszej rodziny, bliskich nam osób. Wtedy to czujemy wielki żal do samych siebie, że ile razy przechodząc obok głodnego nie daliśmy mu na bułkę, a przechodząc obok bezdomnego nie pomogliśmy mu. Żal ściska nasze serce, a rozum nie potrafi dojść do odpowiedzi na pytanie ''dlaczego świat bywa tak niesprawiedliwy, a ja nie potrafiłem temu zapobiec?''. Chwała ludziom, którzy sami będąc nie do końca zdrowi, czy nie czujący się na siłach finansowo, mimo to potrafią dzielić się uśmiechem z ludźmi, dla których on znaczy tak wiele.

czwartek, 25 lutego 2010

Dobre samopoczucie wraca, małymi krokami.


Dobre samopoczucie powraca, co prawda bardzo małymi krokami, ale czuję, że wracam, do pierwotnego stanu. Tęsknie już za śmianiem się do samej siebie, za śmianiem się z błahych powodów, za radością, jaka we mnie gościła każdego dnia. Uświadomiłam sobie, że ostatnie s z e ś ć miesięcy, o których wspominałam tak często, miało dać mi do zrozumienia, że życie jest wspaniałe i, że powinnam się nim cieszyć tak jak pół roku temu. To wspaniałe mieć tyle osób, które są mimo wszystko ze mną, tak wspaniale jest iść do jakże nudnej szkoły z uśmiechem na ustach i tęsknić za nią, a raczej za czasem jaki razem z wami w niej spędzam. Tak, nie zawsze was doceniam, często zawodzę, ale mimo wszystko uwielbiam was za to jak się rozumiemy. Nie potrafię określić radości jaką czuję, chociażby rozmawiając z wami, jak bardzo się cieszę, że w końcu złapałam z wami wspólny język.

Na zdjęciach powyżej najukochańsza Ola, za którą niezmiernie bardzo tęsknie.

środa, 24 lutego 2010


Czuję się źle, bardzo źle, okropnie wręcz. Nie mam nikomu nic do zaoferowania, a stan mojej psychiki przekroczył wszelkie granice wyczerpania. Nie mam na nic siły, a tym bardziej ochoty. Z każdym dniem czuję się gorzej i gorzej, są chwile radości, które tuż po chwili spływają razem z łzami. Nie chcę czuć tej wewnętrznej pustki, tej ''nicości'', która nie chce odejść, choćbym nie wiem jak się starała. Bez Ciebie też mi źle, a na samą myśl, że nigdy nie usłyszę tych dwóch słów od Ciebie moje serce ściska się. Dobija mnie wszystko, o czym bym nie pomyślała, to i tak to nie jest w stanie wypełnić mego pustego serca. Nic mnie nie cieszy, a ten chemiczny świat, przepełniony szarością sprawia, że mam ochotę położyć się na łóżko i leżeć, leżeć, leżeć. Nie mam pojęcia co się ze mną dzieje, ten dziwny okres w mym życiu zaczął się sześć miesięcy temu, nie zdawałam sobie sprawy z tego jak trudno będzie pogodzić się z tym, że dzień bez łez to nienormalny dzień. Nie chcę już zawsze być taka przepełniona smutkiem, szarością monotonnych dni i słowami od Ciebie, które są jednoznaczne- nie, nigdy razem. Pragnę być dzieckiem, pragnę powrotu czasu beztroskich zabaw, pragnę nie myśleć o niczym, to takie nieosiągalne, dlaczego? Tutaj, dziś, w moim życiu nie ma czasu na zabawę. Codziennie rano zastaję ten sam dzień. Wstaję rano, pukam do drzwi, otwiera mi dzień, który ma na imię szara a na nazwisko monotonia. Chcę to zmienić, teraz, tu, w tej chwili, jednakże tracę wiarę w cokolwiek w jednej sekundzie. Nikt nie jest w stanie mi pomóc, zaradzić razem ze mną na każdy problem. Wiem czym pachnie szczęście, ale dawno tego zapachu już w swym życiu nie czułam. Mam ochotę rzucić wszystko, co do tej pory było dla mnie ważne, najważniejsze. Dlaczego tak jest? Sama sobie nie potrafię na to odpowiedzieć. Ciężko jest mi rano wstać z łóżka, gdy przed oczami mam tylko kolory czerni, bieli, szarości, a wokół mnie panoszy się codzienność, jedno i to samo każdego dnia, w którym dziękuję, że nie może być gorzej niż jest.

piątek, 19 lutego 2010



Przygnębienie zalało już powierzchnię mego małego serca, mam dość.
Stan mojej psychiki jest nie do opisania.
Czuję się pusta, mimo tego jak wiele robię w kierunku zniszczenia tej wewnętrznej ''nicości'', nic mi nie wychodzi.
Sama siebie denerwuję, sama sobie od kilku dni przeszkadzam, czy to normalne?
Moje starania w jakimkolwiek kierunku od sześciu miesięcy idą w zupełnie inną stronę niż bym chciała.
Zawiodłam bliskie mi osoby, po raz kolejny, nie radzę sobie z tym, nie radzę sobie z sobą.
Na szczęście jest ONA, taka jak ja, z tymi samymi problemami, potrafiąca o tym rozmawiać, rozumiejąca mnie, dziękuję JEJ za to.
Sama, sama, sama... wciąż czuję, że jestem sama, otacza mnie masa ludzi, którzy mnie lubią, kochają, a ja wciąż czuję się sama.
Tam, w głębi serca, siedzę sama, a wokół mnie wielka pustka, która z każdym dniem staje się większa, to mnie przerasta.
Gdybym wiedziała ile i co muszę zrobić, by pustkę wypełniło jakieś uczucie, zrobiłabym to na pewno, ale ciężko jest mi samej poradzić sobie z każdym problemem i czasem wszystko staje mi się obojętne.
Czuję, że jeśli teraz nie wezmę się w garść, to później może być za późno.
+ wciąż nie odpuściłam sobie tej jednej osoby, która nie chce wyjść z mojego małego, pustego serca.

środa, 17 lutego 2010

Niby happy.



Ona kładzie się spać, by się obudzić, a budzi się, by pójść spać.
Nie zależy jej na niczym, czuje się pusta.
Nic jej nie uszczęśliwia, nawet jego roześmiana twarz.
Łzy nieustannie lecą po policzkach.
Ma dość zaistniałej sytuacji w jej życiu, ale nie ma ochoty na jakiekolwiek zmiany.
Źle jej z tym, że zaszły zmiany w jej samej, ale nie potrafi czegokolwiek zmienić.
Jedyną osobą jaka ją słucha, jest osoba, której ona sama prawie nie zna, a jednak mówi jej o wszystkim.
Czuje, że jeśli nie weźmie się w garść, będzie jak kiedyś, beznadziejnie, a z drugiej strony nie przeszkadza jej ta wewnętrzna pustka i brak uśmiechu na ustach.
Brak ojca w domu, przytłacza ją. Nie cieszy ją to, że przyjechał, a smuci to, że już za chwilę znów wróci tam, do pracy, za którą każdy jedzie, by ich rodziny miały to, co mają wszyscy.
A rodzina? Pogrąża się w smutku, z każdym jego wyjazdem i ciężko jest jej utrzymać uśmiech na ustach.
To, że Go z nią nie ma, jest podstawą każdej łzy.
Ona, nie radzi sobie z niczym, a brak wiary w siebie, to już normalne.

Text, o mnie.
Trza w końcu wziąć się w garść.

wtorek, 2 lutego 2010

Wiedzieć, co to bycie razem.



Prawie miesiąc, dobry miesiąc, nie zły.
Czułam, że mam G O przy sobie, a jednak nie.
Czułam, że to ten właściwy wybór, a jednak nie.
Czułam, że mnie nie zawiedzie, a jednak nie.
Czułam, że go kocham, a jednak nie.
Czułam, że uczucie wzrośnie z każdym dniem, a jednak nie.
Czułam, że trafiłam na właściwego osobnika płci przeciwnej, a jednak nie.
Wciąż sama podtrzymywałam to wszystko, starałam się by to żyło.
K U R W A , to miało żyć, a umarło.
Jak to było, kiedy tego nie było?
Czułam się przy N I M ta swobodnie, zero skrępowania, ale nic oprócz tego, puste ręce jak i serce.
Jak żyło, jak przeżyło, jak umarło.
Umarło, bo nie dostało wody, miłości do życia, zwiędło jak kwiaty, które zamiast wodą, miłością, podlewane były, niczym.
Kwiaty czasem odżywają, ale nie 3 razy, prawda?
To też nie odżyje, po raz kolejny, a chciałam, żeby żyło wiecznie.