wtorek, 11 maja 2010

We własnej osobie.
Ja+ Paulina.
Paulina.

Paulina- w pełnym słońcu.
Violetovelove.
Smile'owo.
Paulina + ja.
Sobota, godzina dziewiętnasta czterdzieści pięć, wyruszyłam do moich jedynych życiowych szczęść.
Autobus przepełniony ogromem ludzkich istot, duszno, wietrznie, dziwnie.
W drodze wykonane kilka telefonów, napisane kilka wiadomości.
Godzina dwudziesta piętnaście, dotarcie do celu, uśmiech na twarzy, radość w oczach .
Widzę ich, idą, biegną, jestem szczęśliwa.
Pierwszy był On, później Ona i On i jeszcze On i On.
Zimno, a zarazem gorąco.
Sobotni wieczór- zaliczony do jak najbardziej udanych, niczego nie żałuje, nadal jestem szczęśliwa.
Dużo wiadomości od niego i do niego, dużo rozmów z nią, dużo śmiechu z nimi.
Niedziela była czymś cudownym, była jak pierwsze marcowe słońce, jak ich śmiech, jak jego miłość, jak jej rozśmieszające mnie do łez żarty.
Nie będę opisywała tego, co się działo tutaj, zostawię to raczej dla siebie, dla nich, dla serca.
Chciałabym im tylko cholernie podziękować za to, że są.
Chciałabym podziękować Paulinie, która mimo tego, jak potrafię być wredna, straszna i często dziwna , potrafi ze mną być, śmiać się, rozmawiać ze mną .

Tak dobrze nie było już dawno, dziękuję wszystkim, którzy swoją osobą się do tego przyczynili.
Wymieniać chyba nie muszę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz